Strony

poniedziałek, 18 marca 2013

Stary wywiad


Artykuł pochodzi z http://kobieta.onet.pl/uroda/gwiazdy/ksiaze-frederik-i-mary-donaldson/40tmf z 2005 roku.


Niedawno odwiedzili Australię. Po raz pierwszy jako małżeństwo. Okazało się, że Książę Frederik i Mary Donaldson są w rodzinnym kraju księżnej bardziej popularni niż rzeczywista głowa państwa, królowa Elżbieta II. Przed wyjazdem opowiedzieli Gali o zaręczynach na białym koniu, samotności księcia i o tym, dlaczego księżna nie musi brać lekcji z machania do tłumu.


Duński następca tronu książę Frederik i jego żona Mary Donaldson są najsympatyczniejszą parą książęcą w Europie. Minęło zaledwie 9 miesięcy od ich ślubu, a oni już zaskarbili sobie sympatię nie tylko Duńczyków – w Australii, ojczyźnie Mary, panuje prawdziwa Marymania. Bezpośredni, uśmiechnięci, Mary i Frederik w niczym nie przypominają spiętych i oficjalnych członków rodzin królewskich. Nie lubią, kiedy zwraca się do nich „wasza wysokość”. Ludzie pokochali ich za to, że potrafią szczerze okazywać sobie uczucia. Ukradkiem ścisnąć dłonie, mimochodem musnąć włosy, niby od niechcenia cmoknąć w policzek. W czasie wywiadu są spokojni i rozluźnieni. Uwielbiają żartować. Widać, że mają dystans do siebie i do tego, co się o nich opowiada.
GALA: Poznaliście się państwo w Australii. Co czujecie teraz, kiedy znów tu przyjeżdżacie?
MARY: Trochę się tą podróżą denerwowałam. Od czasu mojej ostatniej wizyty w Australii tyle się przecież w moim życiu zmieniło. Obawiałam się, jak zostaniemy przyjęci. Nawet w najśmielszych snach nie spodziewałam się, że wzbudzimy tak wielkie zainteresowanie.
GALA: Dziś już chyba nie ma szans, żeby książęca para mogła samotnie spacerować po ulicach Sydney?
MARY: Niestety. Miałam nadzieję, że uda nam się zachować odrobinę anonimowości, ale to niemożliwe. Kiedy byliśmy tu poprzednim razem, jeszcze jako narzeczeni, mieliśmy mnóstwo wolnego czasu tylko dla siebie. Teraz plan wizyty mamy rozpisany co do minuty.
GALA: Nie żałuje pani, że zmieniła całe swoje życie?
MARY: Absolutnie. Oczywiście, kiedy mieszkałam w Australii, czułam się cudownie. Ale teraz jestem jeszcze bardziej szczęśliwa, bo dzielę życie z ukochanym mężczyzną.
GALA: Jak się państwo poznali?
FREDERIK: Tuż po rozpoczęciu igrzysk olimpijskich w Sydney w 2000 roku wędrowałem z przyjaciółmi po mieście. W jakimś przypadkowym barze wdaliśmy się w rozmowę z miejscowymi ludźmi. Między nimi była także Mary. Usiedliśmy razem przy stole, wzięliśmy coś do picia, gawędziliśmy.
GALA: Kiedy poczuliście, że między wami zaiskrzyło?
FREDERIK: Dobre pytanie…
MARY: Ja pamiętam! Jeszcze tego samego wieczoru dałam ci mój numer telefonu. Zadzwoniłeś już następnego dnia, więc coś musiało zaiskrzyć od razu. Ale nie były to jakieś fajerwerki czy miłość od pierwszego wejrzenia. Po prostu coś nas do siebie przyciągało.
GALA: Czy już po tym pierwszym spotkaniu poczuł pan, że Mary to kobieta wyjątkowa?
FREDERIK: Pomyślałem, że warta jest przynajmniej tego, żeby do niej zadzwonić.
MARY: (śmiejąc się) Miałam szczęście. Przeszłam do drugiej rundy.
GALA: A kiedy książę Frederik wyznał pani, że nie jest zwykłym facetem, tylko następcą tronu Danii?
MARY: Jeśli myśli pan, że pewnego dnia stanął naprzeciwko mnie i powiedział: „Nie jestem tym, za kogo mnie uważasz”, to nic takiego się nie wydarzyło. Jeszcze tego samego wieczoru, kiedy się poznaliśmy, koleżanka szepnęła mi na ucho, że to jest ktoś z europejskiej rodziny królewskiej. On mi jednak o tym swoim „drugim życiu” nie opowiadał, a dla mnie nie miało to znaczenia.
FREDERIK: Tytuł książęcy nigdy nie był moim wabikiem na kobiety.
GALA: Przed spotkaniem z rodzicami narzeczonego zawsze ma się tremę, domyślam się jednak, że spotkanie z królową musiało być dla pani ogromnym stresem.
MARY: Tym bardziej, że Frederik postanowił zrobić mi niespodziankę. Pewnego dnia rzucił od niechcenia: „Słuchaj, jutro mama wpadnie na herbatę”. Zamarłam. Pomyślałam, że do takiego spotkania trzeba się przecież przygotować. Poprosiłam Frederika, żeby szybko nauczył mnie dworskiego ukłonu. Strasznie się przy tym uśmialiśmy.
FREDERIK: Mary chyba bardziej bała się dworskiej etykiety niż mojej matki.
GALA: A jak książę prosi wybrankę swojego serca o rękę? Czy jest z tym związany jakiś rytuał? Czy nie powinien podjechać na białym koniu i w błyszczącej zbroi?
FREDERIK: (śmiejąc się) Byliśmy akurat w Rzymie, zwiedzaliśmy miasto. W pewnej chwili pomyślałem sobie: „To jest odpowiednie miejsce i czas. Frederik, wciągaj nakolanniki”. Zebrałem się w sobie i zwyczajnie ją zapytałem.
MARY: A ja nie mogłam powiedzieć: „Nie”.
FREDERIK: Nie zaakceptowałbym odmowy.
GALA: Czy to prawda, że potem napisał pan list do ojca Mary?
FREDERIK: Tak, uprzejmie poprosiłem go o rękę jego córki.
MARY: Mój ojciec był bardzo wzruszony tym, że Frederik w tak tradycyjny sposób prosi go o moją rękę. Przede wszystkim cieszył się jednak z tego, że wyjdę za mąż za człowieka, którego naprawdę kocham.
GALA: Wasz ślub w Kopenhadze był niezwykłą uroczystością. Kiedy wyszliście z katedry, już jako mąż i żona, nie zaprzątała pani głowy myśl, że pani życie zmieniło się na zawsze?
MARY: Nie. Kiedy przyjęłam zaręczyny, byłam świadoma tego, że moje życie od tej pory będzie wyglądało zupełnie inaczej. Ale to nie była trudna decyzja. Kocham Frederika i chcę z nim być.
GALA: Kiedy książę czekał na Mary Donaldson w kościele przy ołtarzu, widać było łzy w pańskich oczach. Co się wtedy z księciem działo?
FREDERIK: Czułem, że Mary zbliża się do mnie. Słyszałem gwar tłumu na zewnątrz kościoła, stawał się coraz głośniejszy. A we mnie kłębiło się tyle uczuć. Kiedy zaczęto wznosić radosne okrzyki, nie wytrzymałem. Pomyślałem: „Do diabła z tą fasadą! Przecież liczymy się tylko Mary i ja”. Zapomniałem o ludziach w kościele i przed telewizorami. Myślałem tylko o nas, o naszym szczęściu. To był najpiękniejszy moment tego dnia, tam w kościele.
GALA: W mowie weselnej powiedział książę między innymi, że wcześniej czuł się bardzo samotny. Co to znaczy?
FREDERIK: Chodziło mi o duchową samotność.
MARY: Frederik nie miał wcześniej kogoś, z kim mógłby dzielić się tym, co czuje. Kogoś, przed kim naprawdę mógłby się otworzyć.
FREDERIK: Jedną z najpiękniejszych rzeczy w małżeństwie jest to, że wszystkim dzielisz się z drugą osobą. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułem.
GALA: Jak wyglądał wasz miodowy miesiąc?
FREDERIK: Chciałem zrobić Mary niespodziankę i wszystkim zająłem się sam. Ona o niczym nie wiedziała. Zależało mi na tym, żebyśmy pojechali gdzieś, gdzie moglibyśmy naprawdę być sobą i gdzie bylibyśmy tylko we dwoje. Wybrałem Afrykę. Miałem jeszcze do wyboru Antarktydę albo Grenlandię.
MARY: Zrobił mi fantastyczną niespodziankę. Wyjechaliśmy z wesela, a następnego dnia byliśmy już w Afryce. Na wszystko mieliśmy czas. Opalaliśmy się, czytaliśmy książki, chodziliśmy na spacery, jeździliśmy konno, na safari.
GALA: Musiało być pięknie choć na chwilę zniknąć po tym całym zamieszaniu związanym ze ślubem.
MARY: Tak, znów byliśmy po prostu Frederikiem i Mary. Mogliśmy sobie godzinami siedzieć i oglądać zwierzęta, rośliny. Takich kolorów jak w Afryce nie znajdziesz nigdzie indziej.
GALA: Wszyscy wiemy, w jaki sposób zginęła księżna Diana, i pod jaką presją żyją członkowie rodzin królewskich. Nie bała się pani, czy sprosta tak trudnym wymaganiom?
MARY: Zdawałam sobie sprawę, że moje „tak” nie dotyczy tylko Frederika. To była zgoda na coś dużo poważniejszego, dlatego długo się nad tym zastanawiałam. Jestem jednak osobą, która bierze życie takim, jakie jest. Nie wybiegam zanadto myślami naprzód. Zajmuję się tym, co mnie dotyczy w danej chwili. A czy zrobiłam dobrze, czy źle, z pewnością się okaże.
GALA: Książę Frederiku, powiedział pan kiedyś, że rola przyszłego króla budzi w panu lęk. Czy nie wahał się pan wciągnąć w to kobiety, którą pan kocha?
FREDERIK: Nie. Oczywiście nigdy nie wiadomo, jak ktoś sobie z tym poradzi, my jednak daliśmy sobie trochę czasu. Zanim zaczęliśmy myśleć o ślubie, znaliśmy się kilka lat. Mieliśmy czas, żeby sprawdzić, czy się dogadujemy, jak nam się razem mieszka.
MARY: Muszę przyznać, że Frederik skrupulatnie sprawdzał, czy się nadaję, zanim ostatecznie stwierdził, że dam sobie radę (śmiech). Prawdziwą próbą była przeprowadzka do Danii. Miałam okazję zapoznać się z życiem i kulturą innego kraju, z obyczajami panującymi w rodzinie królewskiej, nie będąc jej częścią. Nie rzucono mnie od razu na głęboką wodę.
FREDERIK: Postawa Mary jest naprawdę godna podziwu. Tego wszystkiego nie da się nauczyć. Z tym trzeba się urodzić.
GALA: Myśl o tym, że to państwo pewnego dnia zasiądziecie na tronie królewskim was nie przeraża?
MARY: Nie myślę o tym, co się będzie działo za kilka czy kilkanaście lat, bo królowa jest zdrowa i świetnie czuje się w swojej roli.
GALA: Czy książę Frederik udzielał pani wskazówek, jak powinna wyglądać i zachowywać się księżna?
MARY: Na szczęście pozostawiono mi dużo swobody, żebym mogła odnaleźć własną drogę. A ja chciałam w tym wszystkim pozostać sobą. Nie da się być księżną Mary na pokaz, a po godzinach kimś zupełnie innym. Oczywiście, takie różnice istnieją, ale staram się, żeby prawdziwej Mary było jak najwięcej. Taka sytuacja jest znacznie mniej stresująca.
GALA: Co było najtrudniejsze do tej pory?
MARY: Język. Duński jest trudny, a wszyscy wokół mnie rozmawiają po duńsku. Czasami czuję, że jestem kilka kroków za innymi, nie potrafię jeszcze tak szybko powiedzieć wszystkiego, o co mi chodzi. Chwilami jest to frustrujące. Chciałabym kiedyś mówić po duńsku tak, jak w ojczystym języku, dlatego codziennie grzecznie chodzę na lekcje.
GALA: Czy księżniczki nie muszą mieć specjalnych zajęć z machania do tłumu?
MARY: W tej kwestii stawiam na naturalność.
FREDERIK: Ktoś powiedział, że trochę przypomina to wkręcanie żarówki. To dobry wzorzec.
GALA: Niektórzy twierdzą, że księżna Mary ma uspokajający wpływ na swojego męża.
MARY: Nie powstrzymuję go przed niczym. Czasem tylko zadaję racjonalne pytania. Jeśli on chce wziąć udział w niebezpiecznych regatach żeglarskich z Sydney do Hobart, musi przed nimi potrenować. Jeśli jest dobrze przygotowany, nie przeszkadzam mu. Mam nadzieję, że nigdy nie będę tego żałować.
GALA: Cała Dania czeka na to, że wkrótce będzie pani w ciąży. Ciężko znieść tę presję?
MARY: Nie jest tak źle. Na początku rzeczywiście co druga gazeta pokazywała zdjęcia mojego brzucha, czy aby przypadkiem nie jest zaokrąglony, ale nauczyłam się z tego śmiać. Obydwoje z Frederikiem bardzo chcemy mieć dzieci, ale zdajemy się w tej sprawie na matkę naturę.
Rozmawiał Andrew Denton, współpraca Tim Affeld

Duński następca tronu książę Frederik i jego żona Mary Donaldson są najsympatyczniejszą parą książęcą w Europie. Minęło zaledwie 9 miesięcy od ich ślubu, a oni już zaskarbili sobie sympatię nie tylko Duńczyków – w Australii, ojczyźnie Mary, panuje prawdziwa Marymania. Bezpośredni, uśmiechnięci, Mary i Frederik w niczym nie przypominają spiętych i oficjalnych członków rodzin królewskich. Nie lubią, kiedy zwraca się do nich „wasza wysokość”. Ludzie pokochali ich za to, że potrafią szczerze okazywać sobie uczucia. Ukradkiem ścisnąć dłonie, mimochodem musnąć włosy, niby od niechcenia cmoknąć w policzek. W czasie wywiadu są spokojni i rozluźnieni. Uwielbiają żartować. Widać, że mają dystans do siebie i do tego, co się o nich opowiada.

GALA: Poznaliście się państwo w Australii. Co czujecie teraz, kiedy znów tu przyjeżdżacie?

MARY: Trochę się tą podróżą denerwowałam. Od czasu mojej ostatniej wizyty w Australii tyle się przecież w moim życiu zmieniło. Obawiałam się, jak zostaniemy przyjęci. Nawet w najśmielszych snach nie spodziewałam się, że wzbudzimy tak wielkie zainteresowanie.

GALA: Dziś już chyba nie ma szans, żeby książęca para mogła samotnie spacerować po ulicach Sydney?
MARY: Niestety. Miałam nadzieję, że uda nam się zachować odrobinę anonimowości, ale to niemożliwe. Kiedy byliśmy tu poprzednim razem, jeszcze jako narzeczeni, mieliśmy mnóstwo wolnego czasu tylko dla siebie. Teraz plan wizyty mamy rozpisany co do minuty.
GALA: Nie żałuje pani, że zmieniła całe swoje życie?
MARY: Absolutnie. Oczywiście, kiedy mieszkałam w Australii, czułam się cudownie. Ale teraz jestem jeszcze bardziej szczęśliwa, bo dzielę życie z ukochanym mężczyzną.
GALA: Jak się państwo poznali?
FREDERIK: Tuż po rozpoczęciu igrzysk olimpijskich w Sydney w 2000 roku wędrowałem z przyjaciółmi po mieście. W jakimś przypadkowym barze wdaliśmy się w rozmowę z miejscowymi ludźmi. Między nimi była także Mary. Usiedliśmy razem przy stole, wzięliśmy coś do picia, gawędziliśmy.
GALA: Kiedy poczuliście, że między wami zaiskrzyło?
FREDERIK: Dobre pytanie…
MARY: Ja pamiętam! Jeszcze tego samego wieczoru dałam ci mój numer telefonu. Zadzwoniłeś już następnego dnia, więc coś musiało zaiskrzyć od razu. Ale nie były to jakieś fajerwerki czy miłość od pierwszego wejrzenia. Po prostu coś nas do siebie przyciągało.
GALA: Czy już po tym pierwszym spotkaniu poczuł pan, że Mary to kobieta wyjątkowa?
FREDERIK: Pomyślałem, że warta jest przynajmniej tego, żeby do niej zadzwonić.
MARY: (śmiejąc się) Miałam szczęście. Przeszłam do drugiej rundy.
GALA: A kiedy książę Frederik wyznał pani, że nie jest zwykłym facetem, tylko następcą tronu Danii?
MARY: Jeśli myśli pan, że pewnego dnia stanął naprzeciwko mnie i powiedział: „Nie jestem tym, za kogo mnie uważasz”, to nic takiego się nie wydarzyło. Jeszcze tego samego wieczoru, kiedy się poznaliśmy, koleżanka szepnęła mi na ucho, że to jest ktoś z europejskiej rodziny królewskiej. On mi jednak o tym swoim „drugim życiu” nie opowiadał, a dla mnie nie miało to znaczenia.
FREDERIK: Tytuł książęcy nigdy nie był moim wabikiem na kobiety.
GALA: Przed spotkaniem z rodzicami narzeczonego zawsze ma się tremę, domyślam się jednak, że spotkanie z królową musiało być dla pani ogromnym stresem.
MARY: Tym bardziej, że Frederik postanowił zrobić mi niespodziankę. Pewnego dnia rzucił od niechcenia: „Słuchaj, jutro mama wpadnie na herbatę”. Zamarłam. Pomyślałam, że do takiego spotkania trzeba się przecież przygotować. Poprosiłam Frederika, żeby szybko nauczył mnie dworskiego ukłonu. Strasznie się przy tym uśmialiśmy.
FREDERIK: Mary chyba bardziej bała się dworskiej etykiety niż mojej matki.
GALA: A jak książę prosi wybrankę swojego serca o rękę? Czy jest z tym związany jakiś rytuał? Czy nie powinien podjechać na białym koniu i w błyszczącej zbroi?
FREDERIK: (śmiejąc się) Byliśmy akurat w Rzymie, zwiedzaliśmy miasto. W pewnej chwili pomyślałem sobie: „To jest odpowiednie miejsce i czas. Frederik, wciągaj nakolanniki”. Zebrałem się w sobie i zwyczajnie ją zapytałem.
MARY: A ja nie mogłam powiedzieć: „Nie”.
FREDERIK: Nie zaakceptowałbym odmowy.
GALA: Czy to prawda, że potem napisał pan list do ojca Mary?
FREDERIK: Tak, uprzejmie poprosiłem go o rękę jego córki.
MARY: Mój ojciec był bardzo wzruszony tym, że Frederik w tak tradycyjny sposób prosi go o moją rękę. Przede wszystkim cieszył się jednak z tego, że wyjdę za mąż za człowieka, którego naprawdę kocham.
GALA: Wasz ślub w Kopenhadze był niezwykłą uroczystością. Kiedy wyszliście z katedry, już jako mąż i żona, nie zaprzątała pani głowy myśl, że pani życie zmieniło się na zawsze?
MARY: Nie. Kiedy przyjęłam zaręczyny, byłam świadoma tego, że moje życie od tej pory będzie wyglądało zupełnie inaczej. Ale to nie była trudna decyzja. Kocham Frederika i chcę z nim być.
GALA: Kiedy książę czekał na Mary Donaldson w kościele przy ołtarzu, widać było łzy w pańskich oczach. Co się wtedy z księciem działo?
FREDERIK: Czułem, że Mary zbliża się do mnie. Słyszałem gwar tłumu na zewnątrz kościoła, stawał się coraz głośniejszy. A we mnie kłębiło się tyle uczuć. Kiedy zaczęto wznosić radosne okrzyki, nie wytrzymałem. Pomyślałem: „Do diabła z tą fasadą! Przecież liczymy się tylko Mary i ja”. Zapomniałem o ludziach w kościele i przed telewizorami. Myślałem tylko o nas, o naszym szczęściu. To był najpiękniejszy moment tego dnia, tam w kościele.
GALA: W mowie weselnej powiedział książę między innymi, że wcześniej czuł się bardzo samotny. Co to znaczy?
FREDERIK: Chodziło mi o duchową samotność.
MARY: Frederik nie miał wcześniej kogoś, z kim mógłby dzielić się tym, co czuje. Kogoś, przed kim naprawdę mógłby się otworzyć.
FREDERIK: Jedną z najpiękniejszych rzeczy w małżeństwie jest to, że wszystkim dzielisz się z drugą osobą. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułem.


GALA: Jak wyglądał wasz miodowy miesiąc?
FREDERIK: Chciałem zrobić Mary niespodziankę i wszystkim zająłem się sam. Ona o niczym nie wiedziała. Zależało mi na tym, żebyśmy pojechali gdzieś, gdzie moglibyśmy naprawdę być sobą i gdzie bylibyśmy tylko we dwoje. Wybrałem Afrykę. Miałem jeszcze do wyboru Antarktydę albo Grenlandię.
MARY: Zrobił mi fantastyczną niespodziankę. Wyjechaliśmy z wesela, a następnego dnia byliśmy już w Afryce. Na wszystko mieliśmy czas. Opalaliśmy się, czytaliśmy książki, chodziliśmy na spacery, jeździliśmy konno, na safari.
GALA: Musiało być pięknie choć na chwilę zniknąć po tym całym zamieszaniu związanym ze ślubem.
MARY: Tak, znów byliśmy po prostu Frederikiem i Mary. Mogliśmy sobie godzinami siedzieć i oglądać zwierzęta, rośliny. Takich kolorów jak w Afryce nie znajdziesz nigdzie indziej.
GALA: Wszyscy wiemy, w jaki sposób zginęła księżna Diana, i pod jaką presją żyją członkowie rodzin królewskich. Nie bała się pani, czy sprosta tak trudnym wymaganiom?
MARY: Zdawałam sobie sprawę, że moje „tak” nie dotyczy tylko Frederika. To była zgoda na coś dużo poważniejszego, dlatego długo się nad tym zastanawiałam. Jestem jednak osobą, która bierze życie takim, jakie jest. Nie wybiegam zanadto myślami naprzód. Zajmuję się tym, co mnie dotyczy w danej chwili. A czy zrobiłam dobrze, czy źle, z pewnością się okaże.
GALA: Książę Frederiku, powiedział pan kiedyś, że rola przyszłego króla budzi w panu lęk. Czy nie wahał się pan wciągnąć w to kobiety, którą pan kocha?
FREDERIK: Nie. Oczywiście nigdy nie wiadomo, jak ktoś sobie z tym poradzi, my jednak daliśmy sobie trochę czasu. Zanim zaczęliśmy myśleć o ślubie, znaliśmy się kilka lat. Mieliśmy czas, żeby sprawdzić, czy się dogadujemy, jak nam się razem mieszka.
MARY: Muszę przyznać, że Frederik skrupulatnie sprawdzał, czy się nadaję, zanim ostatecznie stwierdził, że dam sobie radę (śmiech). Prawdziwą próbą była przeprowadzka do Danii. Miałam okazję zapoznać się z życiem i kulturą innego kraju, z obyczajami panującymi w rodzinie królewskiej, nie będąc jej częścią. Nie rzucono mnie od razu na głęboką wodę.
FREDERIK: Postawa Mary jest naprawdę godna podziwu. Tego wszystkiego nie da się nauczyć. Z tym trzeba się urodzić.
GALA: Myśl o tym, że to państwo pewnego dnia zasiądziecie na tronie królewskim was nie przeraża?
MARY: Nie myślę o tym, co się będzie działo za kilka czy kilkanaście lat, bo królowa jest zdrowa i świetnie czuje się w swojej roli.
GALA: Czy książę Frederik udzielał pani wskazówek, jak powinna wyglądać i zachowywać się księżna?
MARY: Na szczęście pozostawiono mi dużo swobody, żebym mogła odnaleźć własną drogę. A ja chciałam w tym wszystkim pozostać sobą. Nie da się być księżną Mary na pokaz, a po godzinach kimś zupełnie innym. Oczywiście, takie różnice istnieją, ale staram się, żeby prawdziwej Mary było jak najwięcej. Taka sytuacja jest znacznie mniej stresująca.
GALA: Co było najtrudniejsze do tej pory?
MARY: Język. Duński jest trudny, a wszyscy wokół mnie rozmawiają po duńsku. Czasami czuję, że jestem kilka kroków za innymi, nie potrafię jeszcze tak szybko powiedzieć wszystkiego, o co mi chodzi. Chwilami jest to frustrujące. Chciałabym kiedyś mówić po duńsku tak, jak w ojczystym języku, dlatego codziennie grzecznie chodzę na lekcje.
GALA: Czy księżniczki nie muszą mieć specjalnych zajęć z machania do tłumu?
MARY: W tej kwestii stawiam na naturalność.
FREDERIK: Ktoś powiedział, że trochę przypomina to wkręcanie żarówki. To dobry wzorzec.
GALA: Niektórzy twierdzą, że księżna Mary ma uspokajający wpływ na swojego męża.
MARY: Nie powstrzymuję go przed niczym. Czasem tylko zadaję racjonalne pytania. Jeśli on chce wziąć udział w niebezpiecznych regatach żeglarskich z Sydney do Hobart, musi przed nimi potrenować. Jeśli jest dobrze przygotowany, nie przeszkadzam mu. Mam nadzieję, że nigdy nie będę tego żałować.
GALA: Cała Dania czeka na to, że wkrótce będzie pani w ciąży. Ciężko znieść tę presję?
MARY: Nie jest tak źle. Na początku rzeczywiście co druga gazeta pokazywała zdjęcia mojego brzucha, czy aby przypadkiem nie jest zaokrąglony, ale nauczyłam się z tego śmiać. Obydwoje z Frederikiem bardzo chcemy mieć dzieci, ale zdajemy się w tej sprawie na matkę naturę.
Rozmawiał Andrew Denton, współpraca Tim Affeld

Nr 12/13, od 21 marca do 3 kwietnia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spodobał Ci się mój blog ? Chcesz wyrazić swoją opinię ? Masz pytanie ? Zostaw komentarz

Jednak pamiętaj wszystkie obraźliwe komentarze będą niezwłocznie usuwane.

Pozdrawiam Administratorka bloga